Ostatnio przez przypadek trafiłam na popularnej grupie na FB na wątek dotyczący bałaganu przy dzieciach. Dziewczyny zaczęły wrzucać zdjęcia, aby się pochwalić, która ma większy. A tam pokoje, z których po prostu się wysypywało, ale tak, że nogi nie byłoby gdzie postawić, na całej podłodze zabawki, ciuchy, siatki, śmieci. Ze wszystkich szaf powyrzucane rzeczy, salony na zasadzie placu zabaw, zamiast mebli praktycznie same zabawki porozrzucane dosłownie wszędzie, jakieś śmieci, itd. Myślę, że jakby pozliczać wszystkie razem zabawki moich dzieci i dzieciaków sąsiadów to w życiu nie udałoby się nam uzbierać takiego grajdołu jak na tych zdjęciach. Ale zabawki to pikuś, oprócz tego porysowane wszystkie ściany, meble, kanapy… I stwierdzenia typu, że ława to do piwnicy schowana, co by dzieci się nie uderzyły, kanapa starym kocem przykryta, bo inaczej zaraz brudna, no i oczywiście żadnych dekoracji, bo dzieci mogłyby zniszczyć, jak najmniejsza ilość mebli, co by sobie krzywdy nie zrobiły. Domy na tych zdjęciach to tak naprawdę jeden, wielki, brudny plac zabaw. I oczywiście teksty, że tylko tak dziecko może być szczęśliwe, że taki bałagan to wyznacznik beztroskiego dzieciństwa, że pozwalanie na niszczenie mebli i ścian to wyzwalanie w dziecku kreatywności, i że w ten sposób budują się wspomnienia. Pomiędzy żarty dotyczące ludzi, którzy mają porządek, którzy pokazują czyste wnętrza, że tak się nie da, że tam dzieci muszą być tresowane, że nieszczęśliwe itd. I powiem Wam szczerze, że dawno nic mnie tak nie zszokowało jak ta dyskusja tam i te zdjęcia.
Pewnie nawet nie poruszałabym tego tematu gdyby nie to, że jak zwykle blogerzy zostali wezwani pod tablicę, że to co na tych blogach wnętrzarskich jest pokazywane, to tam muszą wychowywać się smutne dzieci. Bo tak czysto na tych zdjęciach itd. Oczywiście, że mając dzieci nie jesteśmy w stanie zachować nigdy idealnego porządku. U nas też wędrują zabawki, na podłodze pozrzucane poduszki, czasem stół porysowany jest kredkami. I oczywiście, że zawsze za nim robię zdjęcia na bloga to sprzątam, to tak samo jak przed przyjściem gości, dla mnie to naturalne. To wynika z mojego szacunku do Was, przecież w pewien sposób Was również zapraszam z wizytą do nas, traktuję na równi z wyczekiwanymi gośćmi. Uwierzcie mi, żadna tam ze mnie pedantka, ba ja nieraz sobie myślę, że ja nawet tak porządnie sprzątać to do końca nie umiem. Ale to, co tam się działo przerosło moje największe wyobrażenia o bałaganie. I zdecydowanie nie zgadzam się z tym żeby to miało być wyznacznikiem dziecięcego szczęścia. My jesteśmy też od tego żeby dzieciom wyznaczać granice, wychowywać je. Nie wyobrażam sobie żeby moje nie miały żadnego szacunku do rzeczy, pozwalać im tak wszystko niszczyć, cieszyć się tym. Przecież matko boska, te wszystkie przedmioty, zabawki, meble kosztują, sami na nie ciężko pracowaliśmy jak można, więc nie uczyć dzieci tego, że powinny mieć w sobie jakąkolwiek dbałość o otoczenie? Oczywiście, że dzieciństwo rządzi się swoimi prawami, że po podłodze wędrują wiecznie okruszki, że te klocki gdzieniegdzie porozrzucane, buzia kredką pomalowana, ale wszystko z jakąś kontrolą, granicą. Nie wyobrażam sobie tak żyć, tak mieszkać, pozwalać dzieciom niszczyć meble, rysować mazakami po szafkach, salon traktować jak wielki plac zabaw, wynosić z domu stolik, bo mogą się uderzyć. Ja bardziej niż tym stolikiem to bym martwiła się tymi wszystkimi wiecznie wyrzuconymi na środek zabawkami, myślę, że o nie łatwiej się potknąć i nogę skręcić, niż się w ten biedny stolik uderzyć… Ale cóż każdy żyje jak chce, nic mi do tego. Ale kompletnie nie zgadzam się z takim szufladkowaniem, że tylko w takim domu dzieci mogą być szczęśliwe, że wszędzie tam gdzie posprzątane to dzieciaki muszą być jakiejś tresurze poddawane, że jak pokazuję na blogu nasz czysty salon, to znaczy, że moje dzieci nieszczęśliwe, cały dzień gdzieś pozamykane, i że pewnie w ogóle wstępu do własnego domu nie mają. No aż ramiona mi opadają.
Można mieć w domu bałagan, nieład, mając dzieciaki musimy pogodzić się z rozrzuconymi zabawkami, wylanym soczkiem itd., Ale muszą być też jakieś zasady. Ja nie potrafiłabym funkcjonować w takim otoczeniu i jestem pewna, że moje dzieci również nie. Czy to oznacza, że poddaje je jakiejś tresurze? Co to w ogóle znaczy? My po prostu dbamy o nasz dom i uczymy tego samego dzieci. Nasz salon jest pomieszczeniem wspólnym, tu razem wypoczywamy, nie pozwalam na to, aby dzieci znosiły tu tysiące zabawek, są nauczone tak, że jak kończą czymś się bawić to odnoszą to później z powrotem do siebie itd. Nie pozwalam rysować po ścianach i meblach, od tego są kartki, kolorowanki, albo ich kredowa tablica w pokoju. Czy to naprawdę wpływa na to, że one przez to mają być nieszczęśliwe? Niejednokrotnie wchodząc do ich pokoju załamuję ręce, ale nigdy ich otoczenie nie wygląda tak jak na tych zdjęciach. Naprawdę nie rozumiem, po co dzieciakom tyle zabawek, śmieci? Gdzie jakakolwiek segregacja, kontrola nad tym? Daję dzieciom beztroskę, ale też uczę jakichkolwiek obowiązków Do Majki wiecznie przychodzą dzieciaki, bawią się, bałaganią, ale też później razem ten pokój ogarniają. Majka odkłada swoje zabawki na miejsce, wie o tym, że jeśli wszystko z półek powyrzuca to później będzie miała więcej sprzątania i jakoś to tak naturalnie wszystko idzie. Antek jest mały, nawet dwóch lat nie ma, potrafi wyrzucać wszystko na ziemię, otwierać szafki kuchenne, kocha garami się bawić. Ale ja mam nad tym jakąkolwiek kontrolę, staram się na bieżąco to sprzątać, albo go, choć trochę pilnować.
Tarzamy się po ogródku, malujemy razem farbami, wyrabiamy ciasto tak, że później pół kuchni jest w mące, wycinamy, robimy pompony z bibuły, malujemy sobie buźki na kolorowo, wysypujemy na środek klocki i razem budujemy, Jasiek robiąc jakieś meble pozwala dzieciakom, aby z nim coś tam skręcały, malowały. Nie żyjemy sterylnie, ale ja sobie nie wyobrażam, żeby jednak jakkolwiek nad tym wszystkim nie panować. Dom jest dla nas wszystkich, a nie tylko dla dzieci. Po to mają swój pokój, żeby tam głównie swoje rzeczy trzymać, po to urządzamy to wnętrze, aby mieszkać ładnie, a nie żyć w jednym wielkim syfie. I nie, nie uważam żeby te wszystkie zwyczajne zasady były tresowaniem, żeby moje dzieci były mniej szczęśliwe, bo nie pozwalam im na nieszanowanie rzeczy, domu, mojej pracy itd. Ba! Twierdzę, że w życiu by w takim chaosie się nie odnalazły. A już ręce mi opadają jak okazuje się, że dla ich bezpieczeństwa oprócz zabawek praktycznie z domu wszystko wynieść powinnam, o czym już zresztą kiedyś pisałam. Jasne, najlepiej dom pianką i materacami obijmy, wtedy to będzie całkowicie bezpiecznie.
Dla mnie szczęśliwe dzieciństwo to takie gdzie daję dzieciom swój czas, gdzie ich rozwijamy, gdzie tworzymy ciepły przytulny dom, pachnący ciastem, domowym rosołem, z kolorowymi rysunkami na lodówce i pokojem rozwijającym dziecięcą wyobraźnię. Z książkami na wyciągnięcie ręki i przyjaznymi ludźmi wokół. Z kreatywnymi zabawami i okruszkami na stole. Ale na pewno nie w jednym wielkim chaosie, z tumanem zabawek na każdym skrawku przestrzeni rozrzuconymi, poniszczonymi meblami, jako wyraz kreatywności i brakiem jakichkolwiek zasad.
Bałagan może to i synonim dzieciństwa, ale na pewno nie taki, który zastępuje cały dom.
36 komentarzy
O tak, zgadzam się Olu. Dom to nie plac zabaw, to miejsce gdzie żyjemy razem. U mnie też w miarę czysto, a dzieci zdecydowanie szczęśliwe;)
Cieszę się, że nie tylko ja tak uważam 😉 Pozdrawiam ciepło.
Mnie takie podejście irytuje w podobnym stopniu. Odnoszę wrażenie, że to trochę tłumaczenie siebie. Mój dom też nie zawsze wygląda jak z żurnala, ale staram się na bieżąco sprzątać, żeby później nie obudzić się na takim brudnym placu zabaw, nie wiedząc w co włożyć ręce. A co więcej dziecku trudno jest się skoncentrować na jakiejkolwiek zabawie dłużej w miejscu, gdzie na 1 m2 czeka na nie sto różnych, kolorowych pokus. Rozumiem też po części tę drugą stronę barykady. Też nie można przedkładać sprzątania ponad te wspólne chwile. We wszystkim jednak przydaje się zdrowy rozsądek i równowaga.
Jasne, jak najbardziej we wszystkim w życiu najważniejsza jest równowaga. U nas też wiecznie chaos, ale jednak staram się w jakimś stopniu panować nad tym, wyznaczać dzieciakom granicę itd. Cieszę się, że podobnie myślimy:) Ściskam serdecznie!
Popieram, mogę się podpisać pod każdym słowem, zawsze staraliśmy się utrzymywać w miarę porządek w domu, nasz sześciolatek doskonale wie, że jak zaczyna następną zabawę, sprząta poprzednią, wie też, że gdy nie odłoży czegoś na właściwe miejsce, później ciężko to odszukać, co więcej, bałagan go denerwuje 😉 ubytków psychicznych póki co nie zauważyłam, wygląda raczej zdrowo i szczęśliwie 😀 boję się myśleć, co wyrośnie z takich dzieci, dla których wieczny bajzel jest regułą, nie sądzę też, żeby nagle w wieku szczególnie nastu lat następował przełom, w wyniku którego nabrałyby ochoty na porządek w swoim otoczeniu 😉
Hahahaha no widzisz Agata u nas podobnie, póki co ubytków psychicznych brak 😉 I też tak uważam, że pewne zachowania, zasady powinno się uczyc od małego, bo potem może być zwyczajnie ciężko to nadrobić…
Niech zgadnę… „Wyzwanie: urządzam swoje mieszkanie!” 😀 Widziałam to, ale tylko czytałam początek i obejrzałam kilka zdjęć. Nie widziałam, że nawet Was wezwano do tablicy 🙂 Jestem tam od niedawna i stwierdzam że bardzo specyficzna grupa. Dołączyłam do niej z ciekawości bo „coś” się o niej dowiedziałam, ale inspirację jednak wolę czerpać od Was – blogów wnętrzarskich 😉 Tam to taki kabaret dla mnie jest 😀 Oglądam dla podniesienia sobie ciśnienia 😀 Na temat za bardzo się nie wypowiem bo nie mam dzieci, ale na pewno bym robiła jak Ty 😉 Pozdrawiam 🙂
Dziś kolejny kontrowersyjne temat na tej grupie…malowanie po ścian. Poczytaj sobie 😉
Czytałam i zaraz przestałam, bo aż szkoda czasu to przeglądać… No masakra jakaś:/
Popieram co do jednego słowa. Genialny post!
To nie byłaś u mnie w pokoju. Czesto nie widać podłogi. Czy sprzątam? Taaak, ale zapewne załamałabyś się efektami. Moje sprzątanie to – „widać podłogę, czyli jest ok”. Jeśli chodzi o ciuchy młodej, to upycham jak leci, bez składania. Swoje ciuchy układam na kupce, a kupkę wrzucam do szafy. Buty się gdzieś walają po przedpokoju w nieładzie. O i tak sobie żyjemy. Jeśli ktoś lubi porządek, to jego sprawa, mi bałagan nie przeszkadza. Nie wiązałabym tego z poczuciem szczęścia, po prostu inne priorytety w życiu. 🙂
Oczywiście są różne domy, różni ludzie, ja po prostu nie lubię takiego generalizowania, że jeśli nie pozwalam dzieciom wiecznie bałaganić, niszczyć ścian itd. to stwarzam im nieszczęśliwe dzieciństwo .Masz rację, nie ma co wiązać tego z poczuciem szczęścia, najważniejszy to wspólny czas, zabawy itd.
Również nie przepadam za generalizowaniem. Ludzie są różni. Mnie mama od kołyski goniła do sprzątania w kancik, wybuchały o to karczemne awantury… i co? I nic. Nadal mi to nie wychodzi. Natury człowieczej się nie oszuka. Najgorzej, gdy się ktoś lubiący porządek w jednym domu spotka z fleją taką jak ja. Obie strony cierpią. 🙂
Cały temat wg mnie wiąże się z szeroko rozumianym bezstresowym wychowaniem. Niektórzy rodzice uważają, że wyznaczanie dzieciom granic ogranicza ich wolność i wyobraźnie, tępi kreatywność. Często jest to tylko i wyłącznie ubieranie swojego lenistwa w otoczkę ideologiczną. Obserwuje takie zachowania u niektórych znajomych i w teorii jest to ideologia a w praktyce- często brak zabawy z dzieckiem, wspólnego spędzania czasu- hulaj dusza, piekła nie ma, robimy co chcemy, mama nic nie widzi, albo udaje że nie widzi…
według mnie Ci ludzie o których piszesz po prostu usprawiedliwiają po części swoje lenistwo i brak czasu dla dzieci, które puszczone same sobie robią co chcą. Tylko nie wiem czy Ci rodzice maja świadomość że wyrosną z nich ludzie-demolki, którzy nie dbają nie tylko o swoja własność ale i o dobra całego społeczeństwa. Mam dwójkę małych dzieci i wszyscy razem panujemy nad ładem i czystością w domu – mało tego nikt nie jest z tego powodu zawiedziony, zły czy nieszczęśliwy. wspólne sprzątanie nas integruje i uczy zdrowych postaw. Wiem, że to co wyniosą z domu zostanie u nich nawykiem do końca życia.
Wiesz, zgadzam się 100%. Ok mam dom od miesiąca. Ale jeśli układamy domino w salonie, to potem je sprzątamy, jeśli rysujemy ,ściągam obrus i działamy, jeśli się wyjedzie po za kartkę-trudno, ścieramy. Kretki potem idą do skrzynki i już. Czasem sprząta Zuza, czasem ja-ale sprzątamy. Znam taką rodzinę, gdzie było tak jak piszą dziewczyny w tej grupie i co…znam też już dorosłe dzieci które chowały się w bałaganie. Te dzieci mają teraz dzieci-kilkumiesięczne-powielają ten sam schemat. Krzesło obwieszone ciuchami, zabawki wszędzie, sterta naczyń w zlewie (a obok zmywarka). Myślę że ważna jest systematyczność-tyle. Ja tylko odpoczywam w uporządkowanym wnętrzu. Chodzi mi o względne odłożenie rzeczy na miejsca a nie o lśniące okna czy podłogi. Może powiem dosadnie, ale Ci co mają tak jak tam to po prostu lenie:) Pozdrwiam.
Też tak mam, że jak bałagan wylewa się z każdego kąta to nie potrafię odpoczywać, drażni mnie to, przeszkadza. I wcale nie chodzi o te lśniące podłogi tak jak piszesz, ale o brak chaosu, o jakieś tam względne uporządkowanie. Buziaki wielkie!
Sytuacje, które opisałaś u mnie też nie wchodzą w grę. Moim zdaniem wynikają z bezstresowego wychowania dzieci, gdyż od dziecka nie wymaga się nawet sprzątania zabawek, lenistwa rodziców, bo lepiej pozwolić na wszystko i mieć święty spokój i braku wyobraźni, bo chyba tacy rodzice nie sądzą, ze w przyszłości te dzieci będą miały porządek w swoich pokojach czy przyszłych domach.
Gdy u siebie na blogu pokazałam białą kuchnię, fotel ubrany w biały pokrowiec czy jasną kanapę, dostałam dziesiątki pytań, jak to się sprawdza przy dzieciach ??? Szczerze mówiąc nie rozumiem takich pytań ! Zawsze się zastanawiam, co robią dzieciaki w tych domach, ze trzeba się bać o meble, ściany itp.
Wystarczy od małego uczyć dziecko, że posiłki jemy przy stole a po zjedzeniu myjemy rączki.
Po zakończeniu zabawy sprzątamy zabawki odkładając je na miejsce.
Nasz synek nie zawsze ma ochotę na sprzątanie, ale wystarczy go czymś zachęcić a on cały dumny chwali się nam jak pięknie posprzątał.
Wystarczy zabawki pochować w kolorowe worki a samo ich sprzątanie staje się fajną zabawą i nauką manualnych umiejętności.
Oczywiście, że popisał meble., ściany kredkami, ale wszystko zmyłam i wytłumaczyłam, że nie wolno, że ma tablicę, kartki a meble są drogie i mama nie ma pieniążków na nowe.
Nie ma żadnego terroru, ale nauka, która mam nadzieję w przyszłości zaprocentuje.
W formie zabawy można dziecko nauczyć wiele pozytywnych rzeczy.
Ja już często słyszę od mojego pięciolatka „mamuś pomogę Ci” i np. pięknie nakrywa do stołu 🙂
Duma wielka go rozpiera a ja mam świadomość, że będzie samodzielnym chłopcem.
Bałagan o jakim piszesz, to nie wina dzieci tylko leniwych rodziców 😉
Też zawsze dziwią mnie takie pytania. I Kasiu wyznają tą samą zasadę, też staram się pokazywać dzieciakom, że sprzątanie może być fajne, robimy to czasami w formie zabawy, wyścigów, albo na przykład za jakieś duże sprzątanie czeka niespodzianka itd. Oczywiście, że nieraz Majka się buntuje, nie chce Jej się, mi też się czasami nie chce sprzątać, ale jednak jest przyzwyczajona do porządku, do tego, że trzeba dbać o rzeczy, nie ma jakiegoś szoku, że w przedszkolu po zabawie odkłada się rzeczy na miejsce, bo zna to z domu.
A co jak nie ma w domu stołu? Bo u nas nie ma. Jest ława z zabawkami, więc jemy na kolanach. A co jeśli rodzic nieuczący dziecka porządku nie oczekuje, że dziecko w swoim domu go będzie miało? Pamiętaj, że są różne wzorce w domu i różne potrzeby.Wielu ludzi zamiast walczyć z bałaganem, redukuje ilość przedmiotów w domu. Albo ma sprytny system pudeł i schowków, dzięki czemu sprzątanie trwa chwilę i nie jest męczące. Albo zwyczajnie ma w domu bałagan i nikomu to nie przeszkadza. Wreszcie cała masa ludzi zatrudnia panie od sprzątania, więc ich dzieci sprzątać nie muszą, tak jak rodzice.
Ja tylko krótko: czy Wam podobał się bałagan w domu jak byłyście dziećmi? w swoim lub cudzym? Mi nie, uważałam, że to brzydki dom. Sama bałaganiłam, moje rodzeństwo też. Mama jednak zarządzała sobotnie porządki. Pamiętam wizytę u sąsiadów, tam wszystko fruwało, nawet kołdry były na podłodze. A jedno z ich dzieci przyszło kiedyś do mojej babci (babcia mieszka w domu obok) i mówi: „ale u Ciebie jest ładnie’. A moja babcia miała prosty, wiejski dom, raczej ubogi, bez cudów wianków. Nie znała się na urządzaniu wnętrz. Ale miała porządek. Czy szukanie nożyczek do szkoły o 21 to taka atrakcja? Bo w bajzlowatym domu nic nie jest na miejscu a kiedyś dzieci idą do szkoły, muszą mieć przybory etc. Czy robienie lekcji w bałaganie jest fajne, albo nauka?
Dokładnie! Nie wyobrażam sobie jak dzieci w takim chaosie mogą się skupić, znajdować rzeczy itd. Ja sama nieraz widzę, że jak moje dzieci przegną i za duży bałagan wkradnie się do ich pokoju, to Oni nie potrafią w nim funkcjonować, nie bawią się itd. Dziękuję za komentarz Kamila i pozdrawiam ciepło!
„czy Wam podobał się bałagan w domu jak byłyście dziećmi? ” – Tak! Uwielbiam bałagan w domach znajomych, jak wchodzę do sterylnego domu, od razu się trzęsę z nerwów, że coś ubrudzę. Mój idealny dom to wnętrze chatki na kurzej łapce, pełen ziół, brudu, pajęczyn, pleśni i robaczków. Serio. 🙂
Dzieci mogą być szczęśliwe także w ładnych i czystych wnętrzach ! Jest czas na zabawę i czas na sprzątanie. Powiesiłam ostatnio białe zasłony – moja znajoma skomentowała – powinnaś poczekać z tym kolorem jak dzieci dorosną. To szczególny komentarz bo ja mam 4 dzieci – , 2 dorosłych i dwoje małych. Gdybym czekała z jasnym wyposażeniem na dorośnięcie dzieci dopiero w późnej starości mogłabym cieszyć się jasnymi wnętrzami 🙂
No tak, ale wtedy też trzeba będzie zdjąć, bo zaraz będą wnuki itd. 😛 No z takim podejściem to by zwariować można było 😉
Będzie nie na temat. Niedawno odkryłam Twojego bloga, może uznasz, że przesadzam, że to na wyrost, ale odmieniłaś i zaczarowałaś mnie. Jestem tak pochłonięta tym pięknym światem, który stworzylaś w okół siebie. Nauczyłaś mnie, że detale, dbanie o dom, o kwiaty, o każdy szczegół jest niezmiernie ważne. Dostrzegłam ile radości we mnie się zbiera, gdy przesadzę fiołka do słoika, gdy biegając beztrosko po polu z psem, uzbieram wiązankę kwiatów, pozapalam świeczki, ułoże jesienną aranżację. I tak, choć dla niektórych to szczegóły, ja dzięki Tobie pokochałam DOM. Jestem dopiero początkującą Panią domu, ale dzięki Twemu magicznemu światu chce mi się i odnajduje w tym szczęście. Nie mogę oderwać sie od Twoich wpisow, powinnam teraz pisac prace magisterska, ale pomiedzy pisaniem, wedle Twojej recepty siadam i odrabiam zaległości w postach. Miód na moje serce i uczta artystyczna dla oczu. Olu dziekuje, bo to co robisz jest wazne. P.S. Naprawde, jakbys wiedziala ile czasu spedzam na Twoim blogu bys sie przerazila 🙂
Olu… Nawet nie wiesz jaką przyjemność mi tym komentarzem zrobiłaś! Aż go od razu mężowi wyrecytowałam;)) Dziękuję Ci, ogromnie miło mi Cię tu gościć i zaglądaj jak najczęściej;)) Tak bardzo mnie cieszy, kiedy okazuje się, ze ten blog, te wpisy mogą komuś się przydawać, inspirować, no skrzydła mam!:))) Życzę Ci wszystkiego dobrego i jak najwięcej uśmiechu w tej codzienności.
Taaa, widziałam, od razu przewinęłam w dół 🙂 Nie ma sensu kopać się z koniem… Moje dziecko nigdy nie miało pomysłu rysowania po ścianie, choć z farbami się nie rozstaje, nigdy przed nią nic nie zamykałam, nie chowałam i nie odkładałam wyżej, bo wystarczyło spokojnie tłumaczyć i wspólnie oglądać np te dekoracje nieszczęsne… heh, ona nie wyjdzie na spacer jak nie posprząta – nawet jak ją namawiam, żeby już zostawiła! Sama z siebie… Bo zwyczajnie od początku widziała, że jak kończymy zabawę to po prostu odnosimy rzeczy na miejsce. Tresura jak nic.
Moja mama kiedyś była u mnie pomóc mi zająć się dziećmi, gdy jeszcze córeczka była maleńka. Gdy poszłam do pokoju synka i zobaczyłam podłogę zarzuconą zabawkami, nieposprzątanymi po kilku zabawach z babcią, rzuciłam: „Ale bałagan! To wy nie sprzątacie po każdej zabawie?” – pytanie skierowałam do mamy, która była zszokowana moim podejściem. Że przecież dziecko się bawi, że co jest do sprzątania, że przecież fun, że mu „dzieciństwo odbieram”. Nie skomentowałam tego, alye rzuciłam już do syna bezpośrednio coś w stylu: dobra, chłopie, sprzątamy. I metodą zabawy – zawody, kto pierwszy wrzuci więcej zabawek do worka – zrobiliśmy porządek w dziesięć minut. Gdy odwiedzam moją mamę – bałagan, mój siostrzeniec, który tam mieszka, ma zabawki w każdym pomieszczeniu i nikt się tym nie przejmuje… To dla mnie smutne, bo kto jak nie rodzic ma nauczyć dziecko dyscypliny? Potem dziwimy się, że nastolatkowie sprzątać nie chcą po sobie albo nie pomagają w domu w inny sposób. Jak robi się z nich na starcie „święte krowy”, jak wszystko im jest podyktowane, byleby tylko się wybawiły, kochane szkrabeńki… Ech. Granice są ważne dla każdego. Ja nie jestem służącą, żeby swoje dziecko wyręczać – mój czteroletni syn wie, że po zabawie trzeba posprzątać. Jak po obiedzie. Jak po przyjęciu urodzinowym – gdzie było fajnie, kolorowo, mnóstwo ozdób i jedzenia, ale potem trzeba zrobić porządek. To jest NORMALNE podejście – wychowywanie w szacunku do miejsca, gdzie się żyje, do rzeczy, które się ma i wreszcie do samego siebie i innych domowników – przecież nikt nie lubi chyba żyć w cudzym – chociażby dziecięcym – syfie?
Sorry za wzburzony ton, ale dzisiejszy dzień nie nastraja jakoś szczególnie pokojowo czy optymistycznie.
i też nie pojmuję, jak można chwalić się bałaganem i robić wyścigi, kto ma „lepszy” :/
Ja też nie uważam żeby bałagan był wyznacznikiem szczęścia. Matki, które tymi pokojami tak ochoczo się chwaliły pięknie usprawiedliwiają swoje lenistwo i brak chęci do sprzątania. U mnie nie powiem porządku super nie ma ale jak córa bawi się w wycinanki na swoim stoliku to potem sprząta i to sama wcale nie wytrenowana… wie po prostu że na pociętej kartce kiepsko się maluje 😉
Co do malowania po ścianach i meblach to jak one wszystkie szacunku do rzeczy zamierzają nauczyć później? Przecież jak te dzieci będą dorastać to już malowanie wyjdzie z mody i wyrywanie drzwiczek w szafkach będzie na topie…
Dla mnie to jest po prostu nieudolność dorosłych…
popieram w 100%. Według mnie w takim czystym otoczeniu człowiek lepiej funkcjonuje.
Mam do Ciebie Olu pytanie właśnie odnośnie sprzątania.
A może jeszcze ktoś się w temacie wypowie?
Zamierzam teraz wymienić sofę i fotel .Sofę zamawiam w tkaninie plamoodpornej. Natomiast fotel marzy mi się ikea strandmon.
Jednak teraz mam fotel z ikei z pokryciem zdejmowanym do prania i hm… przy dzieciach piorę go dość często(mam kremowy).Strandmon marzy mi się szary. oglądałam tez podobny fotel uszak w innym sklepie meblowym, w tkaninie plamoodpornej, ale cena ponad dwa razy taka jak w ikei.
Jak w praktyce sprawdza się u ciebie ten szary fotel.
Jak go czyścisz, czy masz problem z plamami?
z góry dziękuję.
pozdrawiam
Asia
Hej Asiu, wiesz co u mnie świetnie sprawdza się środek W5 do plam, spryskuje nim fotel, zapieram i nie ma śladu, a w użytku codziennie 😉 Tak więc bardzo polecam 🙂
Zgadzam się z Tobą w 100%. Wychowałam dwoje dzieci, które szczęśliwie się rozwijały i korzystały z dzieciństwa. Ale nigdy nie miałam takiej demolki w domu. Po skończonej zabawie zawsze sprzątaliśmy pokój lub kuchnię. Teraz kiedy robią imprezy w domu również wiedzą, że mają posprzątać. Czasami jest ładniej niż przed hihi… Prawdę mówiąc nie chciałabym by mój syn lub córka trafiły na dzieci z demolki. Wiem, mówię jak typowa mamuśka. Ale taka jest prawda, nauczone są porządku i nie można powiedzieć, że są nieszczęśliwe. Pozdrawiam
Dziękuję.
Chyba zaryzykuję.
Jednak szary to nie to samo co kremowy 🙂
Pierwszy raz pisze, lecz regularnie zaglądam.
Dziękuję za masę inspiracji 🙂
Zgadzam sie w 100% !
Olu, poruszyłaś ważny dla mnie temat 🙂 Bo porządek w domu jest dla mnie ważny. Okna nie muszą lśnić, nie muszę jeść z podłogi, ale cenię sobie ład i w bałaganie jestem po prostu nieszczęśliwa. Uważam, że w uporządkowanym domu żyje się lepiej i tego też uczę Anię. Sprzątamy na bieżąco, bez większych akcji porządkowych raz w tygodniu. Z własnego dzieciństwa pamiętam, że co sobota odbywały się porządki – nie znosiłam tego! Zamiast wreszcie odpoczywać w dzień wolny, od rana trzeba było się brać do roboty. Dlatego u nas sprzątamy małymi porcjami, w czwartek lub piątek trochę bardziej ogarniam mieszkanie, a weekendy są od tego, by cieszyć się luzem i pięknym domem 🙂 Nie mówię, że każdy musi tak żyć, ale widzę, że mi i mojej rodzinie z tym dobrze 🙂 Pozdrawiam cieplutko!